Wszystko jest wszystkim, czyli o za dużych udach z rozwojem osobistym w tle.

Wiesz, ja zawsze byłam bardzo szczupła, chuda wręcz.
Jednak około półtora roku temu nabrałam …yyy… kobiecych kształtów.

Nabrałam tak bardzo, że ostatnio usłyszałam pytanie, czy nie spodziewam się dziecka. Ups.
Całe szczęście, że nie chodziło o brzuch, ale o znacznie większe… piersi.

I tak… próbowałam odkryć przyczynę tych zmian w ciele, jednak bezskutecznie, więc je po prostu zaakceptowałam.

Tylko, że jak się domyślasz, nie poszło tak gładko… choć też nie było tragedii.
Początkowo mnie to bawiło i dziwiło, bo myślałam, że tak jakiś etap przejściowy. Że to zaraz zniknie, bo przecież ja zawsze byłam chuda, więc naturalnie jestem chuda i tak ma być.
Hmm… jakoś jednak ten „okres przejściowy” się przedłużał…
I o ile obfitość biustu mi nie przeszkadzała, o tyle swojego brzucha nie mogłam poznać. No i jeszcze te uda! 😀

Porównywałam siebie z dziś do siebie z czasów z płaskim brzuchem.
Porównywałam siebie z innymi kobietami, które tego płaskiego brzucha nie utraciły.

Dziś ta sprawa leży na półce „zaakceptowane”, a nawet „polubione”.
I nie, nie pracowałam nad tym „problemem” w zeszycie.
Nie byłam w tej kwestii coachowana.
Nic z tych rzeczy. Po prostu MÓJ ROZWÓJ NA INNYCH PŁASZCZYZNACH SPOWODOWAŁ ZMIANY I TU.

Bo w życiu nie da się pracować nad jednym aspektem.
Wszystko jest ze sobą połączone, między wszystkimi sferami życia jest znak równości, dlatego pracując w jednym temacie uruchamiasz szereg zmian.

Nie zawsze miłych z człowieczego punktu widzenia…
Bo zaczynają pojawiać się w życiu okoliczności, dzięki którym masz szansę odrobić lekcje i że tak to ujmę „burzą spokój”.
Ale po to one są, byś mogła później spijać śmietankę 😉

Wiesz, co jest najlepsze w tej historii?
Że opowiadam Ci ją z lekkością i uśmiechem.
Z ogromnym dystansem.

To, jak się zmieniam, samą mnie zaskakuje.

Bo to jest dokładnie tak jak z tym słynnym cytatem o tym, żeby być zmianą, którą chce się widzieć na świecie. No. To tak mniej więcej się dzieje się.