Myślisz czasem tak…
„Czemu ja nie wybrałam innych studiów?”
„Czemu nie zakochałam się w innym facecie?”
„Czemu wzięłam ten cholerny kredyt?”
A nawet tak: „Czemu ja wczoraj nie wybrałam lodów śmietankowych, tylko ten banan z marakują?”
A potem tworzysz epopeję…
Że mogłabyś być teraz wziętą prawniczką, że Twój facet mógłby być wysoko postawionym menadżerem w korpo, a Wasze konto mogłoby kipieć od hajsu, no i przede wszystkim – wczoraj zjadłabyś pyszne lody.
Ja czasem też wytykam sobie błędy.
A że to, a że tamto, a nawet, że siamto.
I o ile z tymi cięższego kalibru żyjemy jako tako w zgodzie, to największe dziury w mózgu wiercą te pierdoły.
„Czemu nie zrobiłam tego wcześniej?”
„Czemu nie zmierzyłam dokładnie długości stopy?”
„A mogłam jej wtedy powiedzieć, że…”
Reflektuję się, że te wypominki niczemu nie służą.
Że ten bełkot wiercący dziury jest toksyczny.
A ja nie potrzebuję mieć dziur w głowie.
A jeśli już je wiercę, to są to świadome odwierty, które odpowiednio uzupełniam.
I wiesz gdybym/gdybyś kiedyś (czy nawet wczoraj kupując lody) mogła podjąć inną decyzję, to bym/byś ją podjęła.
Gorzej, gdy ta wiercąca myśl skontaktuje się z ciałem.
Gdy zanim zareagujesz, to ona już wytworzy hormonki, gdy da znać żołądkowi, że ma się skurczyć, gdy zapali lampkę dłoniom, co by się ciut spociły…
No z tym jest trudniej, nie będę kokietować, że nie.
Pozbycie się lęku, od którego jest uzależnione moje/Twoje ciało, to wyzwanie.
Co robię w tych „trudniejszych” wierceniach?
Staram się te myśli wyrzucić. Skupiam się na oddechu. Przekierowuję uwagę na coś innego. Często biorę zeszyt i pióro i piszę: co to za lęk, jakie jest jego źródło, wypisuję z siebie te czarne myśli, a potem tworzę ładny scenariusz, który działa kojąco. Pisząc wymieniam „czemu” na „po co”. To takie proste, a kompletnie zmienia perspektywę. A gdy mam kłopot ze scenariuszem, to podpuszczam samą siebie: „Lidia, a co jeśli…?”
Czasem to pomaga. Czasem nie – wtedy biorę słuchawki i włączam medytację.
No i teraz to tak banalnie zabrzmi, ale widocznie Życie w gruncie rzeczy jest banalne:
Właśnie te wybory, których dokonałam, a nie te, których nie dokonałam, przyprowadziły mnie do tego miejsca i co więcej – były najlepszymi z możliwych.
Moje wybory były potrzebne. Jak i Twoje.
Wybrałyśmy te studia, które były najwłaściwsze w tamtym momencie.
Zakochałyśmy się w najwspanialszych Facetach, którzy mają ogromny udział w odrabianych przez nas lekcjach, tych fundamentalnych.
Wzięłyśmy te kredyty w czasach nieświadomości, a teraz jesteśmy pełne świadomości, dlatego pora puścić poczucie winy.
No a co z lodami? Jutro też jest dzień.
Serdeczności, Lidia