Wiem, że masz tak samo jak ja, więc wiem, co Cię blokuje…

Ten post jest bardzo osobisty…

Masz w sobie wielkie marzenia.
Wielkie pragnienia pięknego życia.
Które są dla Ciebie tak ważne, że wciąż i wciąż szukasz możliwości ich realizacji.
Masz tak?

Pragniesz miłości.
Jednak zamiast okazać ją sama sobie, szukasz jej na zewnątrz. Oczekujesz jej od partnera. Od dziecka. Od ludzi. Rośniesz, gdy Twój autorytet Cię poklepie po plecach. Zaspakajasz swój głód uznaniem, docenieniem…

Pragniesz spokoju.
Mówisz sobie: wypełnia mnie spokój, wypełnia mnie spokój. A jednocześnie od świtu do zmierzchu czujesz ścisk żołądka. Czujesz lęk. Masz w głowie ciemne scenariusze, które odbierają Ci jakikolwiek spokój, bo jesteś cały czas w trybie awaryjnym.

Pragniesz zdrowia.
Widzisz siebie pełną energii fizycznej, biegającą po łące, widzisz piękne ciało tętniące życiem, gibkie, smukłe. Jednak jesz nieregularnie, nie ćwiczysz, przesiadujesz przed komputerem wiele godzin dziennie.

Pragniesz szczęścia.
Jednak zapytana o definicję, nie potrafisz sklecić sensownego zdania. Nie wiesz, czym szczęście jest, co oznacza, dukasz coś pod nosem o szczęściu rodzinnym, pięknym seksie, wakacjach nad oceanem. I tyle.

Pragniesz pieniędzy.
Biegasz za nimi, bo wydaje Ci się, że to lek na całe zło. Że to pieniądze sprawią, że będziesz spokojna, że będzie Cię stać na bio jedzenie i karnet do fitness klubu, że dzięki nim wszystko się odmieni.

Ehh… w internecie jest mnóstwo sprzedawców nadziei…
Którzy obiecują, że wystarczy zmienić to czy tamto i już będzie ok.
Że wystarczy przepisać przekonania w zeszycie i spłynie na Ciebie lawina obfitości.

No to próbujesz. Płacisz pieniądze za kolejną nadzieję.
Jednak nic się nie zmienia.
Jesteś w tym samym punkcie.

Wiem, to jest frustrujące.

Ehh… nikt Ci nie mówi o tym, że brakuje pracy u podstaw…
Że jeśli w Twoim ciele siedzi trauma, to nic się nie zmieni.
Że jeśli masz podczepienia w energii, to nic się nie zmieni.
Że jeśli Twoją głowę wypełniają paraliżujące lęki, to nic się nie zmieni.

Nie można się zabierać za pracę od tyłu.
Nic nie da praca z pieniądzem, z tworzeniem wizji, z kreowaniem życia, jeśli nie ma w życiu zrobionych porządków, jeśli nie znasz swojego położenia.
Gdy je poznasz, ustalisz, co masz do zrobienia, wówczas możesz zacząć po kolei uzdrawiać. I dopiero zacząć wchodzić na kolejne levele.

Chcesz bardzo poznać swoją misję.
Znaleźć tę wyśnioną drogę.
Spełniać marzenia.
Ale żyjesz nadzieją.

Zeszytoterapia nie wyleczy Cię z głodu miłości.
Nie zapewni Ci świętego spokoju.
Nie sprawi, że zmobilizujesz się do ćwiczeń.
Nie zapewni Ci szczęścia.
Nie przyciągnie do Twojego życia większych pieniędzy.

Wiesz, dlaczego?
Bo zeszytoterapia pomaga na kolejnym poziomie.
Poziomie, na którym wiesz, gdzie jesteś, na którym masz odrobioną pracę u podstaw i możesz iść dalej.
Na poziomie, na którym nie blokuje Cię gniew z dzieciństwa, niskie poczucie wartości, toksyczny wstyd.

Dlatego nie oczekuj, tak jak ja oczekiwałam, że rozstąpi się przed Tobą niebo, gdy zaczniesz pracować z przekonaniami.

Odrób pierwszą lekcję.