„Wdech i ku**a wydech i do 10 zliczam…” o pisaniu z gniewem w tle.

Wczoraj pisałam na placu zabaw.
Na zielonej ławce w promieniach zachodzącego słońca.
Alicja bawiła się z dziećmi, a ja pisałam.

Zawsze mam pod ręką mały notes.

Czułam w sobie wielką złość.
Nie miałam jej jak wówczas wylać.
A w brzuchu mi się gotowało.

Wyciągnęłam notes i zaczęłam pisać w strumieniu świadomości.

Pisałam to, co co do mnie przychodziło.

Nie zastanawiałam się, czy ma to sens.
Nie przebierałam w słowach.
Pisałam na kogo i o co jestem wściekła.
Po prostu pozwoliłam wypływać moim uczuciom.

Przekleństwo za przekleństwem.
Tak, to był GNIEW.

Co bym zrobiła, gdyby nie ten mały notes?
Zdusiła ją w sobie.
Tak przynajmniej wydawałoby się mojej świadomości.

Ale wiesz, co ta złość robi Ci od środka, prawda?
ZŻERA CI NARZĄDY. Powoli Cię niszczy. Wiesz o tym, nie?

Stara Lidia by na to pozwoliła.
„A co tam. Przecież nie leci krew. Można wziąć kilka głębszych oddechów i sprawa na ten moment jest załatwiona.”
Ale w nowej Lidii nie ma na to zgody.

Bo nowa Lidia wie, że oddechy nie rozwiązują problemu.
Wie, że niewyrażony gniew zostaje.
I jest cichym zabójcą.

Zabija radość życia.
Zabija pragnienie jego doświadczania.
Zabija Miłość do siebie.

Teraz wybór należy do Ciebie:
zasypiesz piaskiem ogień czy przestaniesz go wzniecać?

Z Miłością, Lidia