Na plaży w Gdyni karmiliśmy mewy krakowskim obwarzankiem.
Gdy tak rzucałam im kawałki pieczywa, pomyślałam, że bransoletka może spaść mi do wody.
Tak się jednak nie stało.
Poszliśmy dalej.
Weszliśmy na dziką plażę.
Wzięłam do ręki malutki kamyk i rzucając go do Bałtyku… pofrunęła z nim moja bransoletka.
Bransoletka z kwarców i akwamarynów…
PANIKA. „Jarek, wyłów mi bransoletkę”
Ala krzyczy z płaczem: „Tata, idź po bransoletkę”
No i poszedł.
Zanurkował w zimnym morzu i wylowił bransoletkę.
Wniosek jest taki, że dostałam wcześniej informację, że bransoletka może wpaść do wody… jednak jej nie posłuchałam.
A pierwsza myśl zawsze jest najcenniejsza.
I w Życiu i w zeszytoterapii.
No, ale gdybym jej posłuchała, to nie miałabym materiału na post 🙂