Ja po prostu WIEM co mam napisać.
I to jest mój DAR.
Zapytasz „skąd?”
No z Krakowa 😀
Nie wiem, skąd. Po prostu.
Energia jest wszędzie i jest wszystkim.
Możesz ją widzieć. Ja nie widzę poza epizodami.
Możesz ją czuć. To zdarza mi się często.
Możesz wiedzieć. No i ja wiem.
Możemy tutaj pogadać o faktach.
Na przykład o tym, że niczym się od Ciebie nie różnię.
Naprawdę mamy te same rozterki.
„Co ugotuje dziś na obiad…?”
„O której Ona wreszcie zaśnie…?”
„Ile zostało mi na koncie…?”
O jejku, a skąd ja miałabym wiedzieć, czego Ty potrzebujesz, o czym Ty marzysz, gdybym nie była z tego samego plemienia?
Nie jestem dziewczynką z dobrego domu.
Nie mam na koncie milionów.
Znam toksyczny wstyd.
Ale wiesz co?
Jednak coś nas różni!
Zaskocz mnie jeśli tak nie jest!
Ja na co dzień korzystam z moich 3 notatników.
Jeden do zeszytoterapii.
Drugi na zapiski z moimi pomysłami na wagę złota.
A trzeci to podręczny, w torebce, ten do pisania na placu zabaw.
Mam jeszcze czwarty, ale nie mogę się zdecydować, co w nim pisać.
Zaczęłam zapisywać sny, potem obserwacje, ale ostatecznie po wyrwaniu kartek jest pusty.
Aaaa jeszcze korzystam z google keep – w nim zapisuję posty mocy.
Gdy będą dostępne już notesy by Lidia, to zamiast 4 będziesz mogła mieć 1. Spoko, nie? Wiem! To naprawdę będzie strzał w 10, o ile Ty zechcesz pisać.
Napisałam dzisiaj w newsletterze, którego pewnie nie dostałaś, no bo po co dodawać sobie pracy odpowiadając na jakieś tam pytania… że:
Pisanie z poziomu świadomości to marnotrawstwo papieru i atramentu.
Jasne, to jest wyrwane z kontekstu, więc już Ci to tłumaczę.
Chodzi o to, że zeszytoterapia czasem kompletnie nie działa, więc Kobiety się szybko poddają.
Nie działa, bo po pierwsze efekty nie są na pstryknięcie palców, więc wiesz – to złudzenie, energia pracuje cały czas.
Nie działa po drugie, bo nie piszesz z serca, nie piszesz tego, co do Ciebie przychodzi, tylko wystawiasz sobie laurkę.
Masz pytanie: „Dlaczego nie kreuję życia świadomie?”
Odpowiadasz: „Jak to nie, przecież to robię.”
No to co tu ma zadziałać?
Zadziała, jeśli odpowiesz PRAWDĘ, to coś siedzi głęboko w Tobie: „Bo to za duża odpowiedzialność, bo to trudne, bo musiałabym cały czas czuwać nad tym, o czym myślę, bo cały czas musiałabym być uważna, bo mi się nie chce, bo biorę życie, jakim jest, bo to głupota, bo to wcale nie działa, bo ja już pisałam w zeszycie nic mi to nie dało, bo to daremna praca… itd.”
Aaaa! Miało być o czymś innym – miało być o tym, skąd biorę pomysły na wpisy, że nawet w czasie „bezpłodności” jestem „płodna” – w sensie oczywiście weny.
No więc, to się po prostu dzieje.
Nie mam wpływu na to, nie kreuję tego świadomie 😉