Jestem Lidia. W rozwoju duchowym od kilku lat.
Dwa dni temu w czasie tarcia ziemniaków na placki, zdecydowałam, że to koniec.
To koniec pracy nad sobą.
Koniec myślenia, że nie jestem doskonała, więc wciąż muszę coś poprawiać.
Koniec poczucia, że nie jestem jeszcze najlepszą wersją siebie, więc muszę ją ścigać.
Koniec tęsknoty do idealnego życia, które muszę wypisać w swoim zeszycie.
Dziś właśnie kończę ten rozdział.
Bo… doskonałość jest wpisana w naszą duchową naturę, idealne życie nie istnieje, a wczoraj wcale nie byłam gorsza niż jestem dziś.
To koniec rozstrzału między tym, co duchowe, a tym, co materialne.
Między tym, co realne, a tym „co się wydaje”.
Między czasem, gdy „pracuję nad sobą”, a czasem, gdy prowadzę codzienne życie.
Warsztaty, sesje, kursy, medytacje, słuchanie mantr, jogowanie, zeszytoterapia, mądre książki nie są wyrazem mojej pracy nad sobą, ale elementem mojej drogi.
JEJ NATURALNYM ELEMENTEM.
Taka jest moja rzeczywistość.
To rzeczywistość, w której droga prowadzi do Miłości i która jest zarazem Miłością.
Jestem Duchową Istotą robiąc zakupy przez internet, rozmawiając z sąsiadką o listopadowym ochłodzeniu, w czasie hiphopwego koncertu, strojąc się przed lustrem, a nawet pijąc wieczorem białe wino.
Nie jestem Istotą Duchową tylko wtedy, gdy medytuję, czyszczę ciało mentalne czy czytam Hawkinsa.
Od dzisiaj nie rozwijam się duchowo.
Od dzisiaj pozwalam wybrzmiewać mojej prawdziwej Duchowej Postaci ukochując swoją skórę wybraną z miliona innych.
Hello!