Wiesz, kiedyś bardzo psioczyłam na wynajmowane przez nas mieszkanie.
Wszystko było w nim nie tak…
Kolory ścian do niczego niepasujące.
Komplet wypoczynkowy z zeszłej epoki.
Lampa trącąca myszką.
Za duża kuchnia.
Za mała sypialnia.
Zbyt bliska odległość ulicy, przez co kurz trzeba wycierać codziennie.
Aż pewnego dnia… gdy już nam tak jest dobrze w Życiu, gdy tyle Miłości i obfitości przez nie przepływa… uświadomiłam sobie, że mieszkamy pod trzema jedynkami 111.
Taki jest numer tego mieszkania.
Zatem… wprowadzając się tutaj od samego początku byliśmy na właściwej drodze.
Tylko jeszcze o tym nie wiedzieliśmy.
A to właśnie tutaj miały miejsce najważniejsze wydarzenia w naszym Życiu jako Rodziny: dla naszych Dusz, dla naszych wcieleń, dla tego, co mieliśmy wspólnie uzdrowić.
I teraz, gdy o tym myślę, to naprawdę czuję poruszenie.
Jak to wszystko pięknie się potoczyło…
Już nie psioczymy na to mieszkanie.
Wręcz przeciwnie – doceniamy je takim, jakie jest.
Ściany stopniowo odmalujemy.
Lampa z wiatrakiem przynosi ulgę w 30-stopniowe upały.
A na naszej kanapie naprawdę wygodnie się odpoczywa.
Życie potrzebuje naszego zaufania, by móc płynąć zgodnie z Planem Boskim.
A gdy Je tym zaufaniem obdarzymy, fontanna nagród poleje się z nieba.
Dokładnie tak jak mówiła mi Babcia nieboszczka, gdy przyszła z wiadomością….
To jest właśnie ta fontanna, na którą czekałam.
Thanks God.