Lebioda gór nie usypie ani tym bardziej nie przeniesie! Więc?

No dobra, coś Ci powiem.
Ja nie jestem Mistrzynią Determinacji.
Hmm… mogłabym nawet rzec – „wręcz przeciwnie”.
Mam za sobą (i pewnie przed sobą) wiele w połowie porzuconych projektów/pomysłów/nawyków.

I uwaga – będzie refleksja – im jestem bliżej siebie, swoich potrzeb, im bardziej słucham głosu ze środka, tym bardziej mam w nosie determinację.

BO NIE JEST MI POTRZEBNE POŚWIĘCANIE JEJ UWAGI.

Piszę codziennie listy na wagę złota.
Codziennie również wrzucam tutaj wpis, czasem nawet i 2.
Ćwiczę brzuszki, planka i przysiady.
Praktykuję element jogi kundalini dotyczący nałogów.
Przed snem odpinam z pola jakieś przekonania albo utulam wewnętrzne dziecko.
Coraz częściej regularnie jem (wiem, może brzmieć absurdalnie, ale dla mnie to przełom).
Codziennie bacznie obserwuję siebie i swój rytm dnia.
No i wstaję o 5:55. Czasem się zdrzemnę na kanapie jeszcze pół h… ale wstaję z budzikiem.

Czy robię to wszystko od dawna?
Ależ skąd!
A momenty oporu „nie chce mi się”, „nie mam pomysłu”, „dzisiaj odpuszczę” mam codziennie 😀
Ale mówię wtedy sobie tak:

„NIE JESTEM LEBIODĄ. JESTEM SILNA. ROBIĘ TO.”

Ponadto ostatnio Amrita powiedziała rzecz, która u mnie zaskoczyła. Powiedziała, że jeśli po kilku dniach pojawia się opór, to znak, że praktyka działa. No więc sobie nie odmawiam.

„O rany, o rany, kiedy Ty masz na to czas?”
A no mam. Bo to moje priorytety.

Co Ty robisz z Miłości do siebie?

P.S. Czyli technicznie rzecz ujmując „jestem zdeterminowana”. Tylko, że nie muszę się głowić nad tym tematem. Nie muszę go przepisywać w zeszycie, gdy podążam za głosem ciała. Ale do tego trzeba było co nieco przerobić.