Wiesz… tak sobie myślę, że na facebooku toczy się właśnie światopoglądowa burza… Wszyscy mówią o tym samym, jednak znacząco różnią się ich intencje i słowa, przekonując siebie nawzajem do swoich „racji”.
Obserwuję 4 obozy:
Pierwszy panikuje, boi się, uważa, że „ten” wirus pochodzi od nietoperzy, przyjmuje to, co podają media.
Drugi jest skrajnie odmienny – w obecnej sytuacji widzi wyższe dobro, transformację, upadek banku centralnego i budowę nowego świata.
Trzeci ma to wszystko w poważaniu i „robi swoje”.
Czwarty, który widzę z racji tego, że należę do kilku kobiecych biznesowych grup, mieli temat upadku firmy, pomocy od rządu, itd…
Tak, do jednego z nich jest mi najbliżej.
Ale wiesz co… ta bliskość nie wynika z tego, że uwierzyłam w jakieś informacje, że przyjęłam to, co ktoś mi powiedział, co usłyszałam w mediach.
Ta bliskość wynika z tego, że ja to w sobie poczułam.
W ubiegłym tygodniu miałam w sobie wiele różnych emocji. Zaczęło się od buntu, który przerodził się w akceptację. Następnie przyszedł SPOKÓJ.
Jednak zgoda na to, co się zadziewa nie pojawiła się na skutek logicznego wydedukowania, że tak będzie zdrowiej dla mojego układu nerwowego. Choć to rzeczywiście jest FAKT.
Nie – ja zadałam pytanie. I uzyskałam na nie odpowiedź, która do mnie przypłynęła dokładnie taką samą drogą jak przypływają do mnie wszystkie moje teksty.
Nie analizowałam, czy mają sens, czy „mam rację”, czy to prawda. Ja po prostu przepuściłam te informacje przez mój „filtr: Serce” i poczułam „tak, to ze mną współgra.”
I w tym poście nie chcę Cię namawiać do swojego punktu patrzenia, bo on w gruncie rzeczy jest marnym pyłkiem, nie ma żadnego znaczenia.
Mam od kilku miesięcy taką nową Koleżankę, która jest moją Nauczycielką „szanowania śliny” – nie klepania słów na marne, nie wypowiadania ocen. Jej postawa uczy mnie mówienia: „zgadzam się” / „nie zgadzam się”. Uczy mnie powściągliwości. Uczy mnie tego, że nie warto, nie trzeba, nie powinno się nikogo do niczego przekonywać, prowadzić bezproduktywnych dyskusji. (czasem wychodzi mi lepiej, czasem gorzej, ale na to również się zgadzam, bo Życie to ciągłe odkrywanie)
Dlatego mówię do Osób, w których jest OTWARTOŚĆ, ciekawość, możliwość rozmowy i wzajemnej wymiany energii i myśli.

OK, wracając do tematu… Chciałabym Cię dzisiaj zaprosić do jednej rzeczy…
Do tego, byś (będąc już w którymś z obozów albo jeszcze w żadnym) włączyła swój „filtr: Serce”, odpowiedziała na poniższe pytania i wybrała obóz samodzielnie zanim któryś z nich wybierze Ciebie:
CZY TO, CO MYŚLĘ TO RZECZYWIŚCIE SĄ MOJE MYŚLI?
CZY JA CZUJĘ W SOBIE TO, CO MYŚLĘ?
Bo wiesz… to, co się dzieje, to istne bombardowanie informacjami. My nie wiemy, co jest faktem, a co tylko informacją. Możemy przyjmować wszystko jak leci, skakać z kanału na kanał, scrollować tablice mediów społecznościowych, jednak CZY TO BĘDZIE NASZE?
Wydaje nam się, że wiemy taaak dużo, a w rzeczywistości wiemy taaak mało. Gdybamy, próbujemy przewidywać możliwe scenariusze, zapominając o tym, że KAŻDA Z NAS JEST REŻYSEREM SWOJEGO ŻYCIA. I cokolwiek się stanie, to już w tym właśnie momencie mamy ogromne możliwości wykreowania dla siebie tych najlepszych scen. I to jest ważne, bo wybór obozu związany jest z tym, jak te sceny się potoczą.
Ja przyjmuję, że moja Rodzina jest zdrowa i jestem w tym konsekwentna, to znaczy – NIE BOJĘ SIĘ, nie generuję negatywnych myśli, przed snem modlę się o pokój i miłość w Świecie, używam dobrych słów pełnych harmonii i radości. A to potężna broń.
I tą myślą czule pozdrawiam, Lidia