3 lata temu pracowałam w centrum medycznym, które różnymi naturalnymi metodami wspierało chorujących na raka.
Wiesz, ja miałam tam się zajmować marketingiem w sieci, a mnie bardziej interesował kontakt z pacjentami i terapia simontonowska… Ale nie o tym dziś.
Pracował tam pewien bardzo wyjątkowy lekarz, który widzi i czuje więcej.
Poszłam do niego na konsultacje, bo zajmował się różnymi problemami zdrowotnymi, nie tylko rakiem.
Na wstępie uslyszałam: po co Pani przyszła skoro Pani jest zdrowa?
A ja chyba chciałam, żeby on mi tam coś znalazł… żeby mi wyjaśnił, czemu brakuje mi energii, że to na przykład jakieś hormony nie tak czy coś…
Po badaniu potwierdził jednak, że nic mi nie dolega.
Ale miał kilka innych porad…
„Pani powinna codziennie zacząć dzień od biegania, bo ma Pani natłok myśli, a w nocy ma Pani dużo snów, dlatego wstaje Pani zmęczona.”
– biegałam przez jakiś miesiąc od wizyty.
„Pani to ma problem z cieniem ojca, z autorytetem, temu potrzebuje Pani jakiegoś wzoru.”
– po tej wizycie zrobiłam z kogoś wielki autorytet kolejne 2 razy.
„Do Pani nie płyną pieniądze, bo Pani nie kocha siebie. Ja siebie kocham i pieniądze płyną z wielu źródeł naraz.”
– ta informacja jakby mnie opłynęła.
Gdy dzisiaj pomyślałam o temacie wpisu, to przed oczami pojawiła mi się ta wizyta. I ja ubrana w czarną marynarkę nieco oniesmielona z takim stresowym uśmiechem na twarzy.
Dlatego opowiadam Ci o niej, bo może i dla Ciebie ukrywa się tu jakiś trop…
Zobacz, możemy czytać świetne książki, płacić krocie za konsultacje z najlepszymi uzdrowicielami, ale jeśli nie będziemy ich zaleceń stosować w praktyce, to po kilku latach znów obudzimy się w tym samym miejscu.
Z tą samą refleksją…
Z tą samą „dolegliwością”…
Nic a nic się nie zmieni.
Aż wstyd się przyznać, ale po tych 3 latach u mnie pojawią się podobne problemy.
Ale wiesz dlaczego, bo ja słowami Pana doktora się przez chwilę ekscytowałam, bo przez chwilę miałam motywację, bo przez chwilę miałam poczucie, że nie mogę go zawieźć.
Gdyby mnie potem na korytarzu zapytał, jak mi idzie, to co bym odpowiedziała?
No właśnie… ta motywacja była pozorna, bo zewnętrzna.
To nie był czas, kiedy ja naprawdę głęboko w sobie pragnęłam zmiany.
Nie będę mówić o gotowości… Bo najczęściej nigdy nie jesteśmy gotowi na nic.
Nie wiem, w jakim punkcie życia jesteś. Podzielisz się?
Bo ja po 30 latach buduję dopiero fundamenty – uczę się miłości do siebie.