Wiesz… pisanie w zeszycie nie jest remedium na wszystko.
Są tematy, sprawy, problemy, których nie da się załatwić pisaniem (choć pisanie może pomóc).
Jednak, muszę przyznać, że pisanie nie raz uratowało mi tyłek.
Na przykład wtedy, gdy bałam się, że nie przyciągnę kasy na czynsz. Przyciągnęłam.
Albo wtedy, gdy pracowałam z poczuciem winy z powodu położonego biznesu lata temu. Odpuściłam.
Też wtedy, gdy nie rozumiałam swojej złości. Zrozumiałam.
Gdy wstawałam rano pogrążona w lękach. Oswoiłam je.
Gdy przeżywałam naprawdę trudne emocjonalnie chwile, to pisanie mnie odciążało.
Mogłam wtedy wypisywać siebie na papierze.
I ratuje mnie za każdym razem, gdy po mojej głowie plącze się jakaś upierdliwa myśl.
I czyści moją podświadomość z sabotujących przekonań.
I programuje ją pięknymi świeżymi budującymi słowami płynącymi z mojego Serca.
Wiesz, nieraz się na pisanie obrażałam.
Nieraz na nie psioczyłam.
Nieraz ujmowałam jego wartości.
Szczególnie wtedy, gdy mi w Życiu nie szło. Eh. Szczególnie wtedy.
Jednak – zawsze do pisania wracam.
Piszę codziennie, nie ma dnia bez pisania.
Jeśli nie jest to praca w zeszycie, to jest to post.
I jedno i drugie działają na mnie terapeutycznie.
I teraz, gdy mi w Życiu idzie, to sobie myślę, że to pisanie stanowi naprawdę ważny aspekt mojego Życia.
Nawet jeśli piszę sama dla siebie. Sama przed sobą. Szczególnie wtedy.
Żadna zapisana kartka nie poszła na marne.
Warto było nabijać pióro nowym atramentem.
Bo ja to pisanie dla siebie wybrałam.
I ta decyzja była jedną z najlepszych.
Czy Ty wybierzesz pisanie dla siebie?
Czy Ty chcesz wypisywać siebie na papierze?